Bródnowski folwark pośród blokowisk

26.03.2015

Tagi: zoo, zwierzęta,

Z Warszawy wcale nie tak daleko na wieś. Szczególnie, że można też poczuć powiew prawdziwej wsi wcale nie wyjeżdżając ze stolicy. W sąsiedztwie ruchliwej ulicy Targówka znajduje się bowiem gospodarstwo, na którym hodowane są krowy, kozy, owce, gęsi i kury. Można tu przyjść i odsapnąć od wielkomiejskiego pędu, popatrzeć na bródnowskie blokowiska i nakarmić skibą chleba dwie wiecznie nienażarte kozy – Klementynę i Kalusię. Poznajcie Folwark Bródno.

Skąd folwark w środku miasta?

Aleksandra Dobrowolska: Kiedyś tu był normalnie funkcjonujący PGR, gdzie dominowała produkcja zwierzęca, produkowało się tu również przetwory owocowe. Cały ten PGR rozciągał się aż na Lewandów. Obecnie to ostatnie w Warszawie Państwowe Gospodarstwo Rolne, a jego teren wydzierżawiony jest od gminy przez spółkę. My tutaj postanowiliśmy uruchomić projekt PGR Bródno, który ma na celu szeroko pojętą edukację dotyczącą zwierząt gospodarskich.

To pustynia pośrodku blokowiska. Deweloperzy nie mają chętki na ten teren?

To faktycznie niezwykle atrakcyjny teren. Przylegające do niego pole już kilka razy wystawiano na sprzedaż – bezskutecznie. Deweloperzy chcą zejść z ceny. Sam natomiast teren, na którym prowadzimy działalność, ma siłę, której nie miałoby żadne blokowisko. W tej chwili jest tu mnóstwo punktów, w których odbywa się cała masa aktywności. Bo jest tu m.in. jednostka policji konnej, jest fundacja Hej Koniku, która zajmuje się hipoterapią i jesteśmy my – z projektem edukacyjnym. Organizowane są tu różne imprezy okolicznościowe dla mieszkańców, więc szkoda byłoby, żeby tego miejsca na mapie Warszawy zabrakło.

Sam projekt edukacyjny – Folwark Bródno, dlaczego powstał właśnie tutaj?  

On powstał z poczucia, że takie działania są tutaj potrzebne. I że trzeba ten teren uchować przed chciwymi pazurami deweloperów i osób, które chciałyby tu wkroczyć. To zawsze wiązało się z misją, więc projekt Folwark Bródno wymyślono, by spełniał misję edukacyjną. Na ten moment opieramy się na tworzeniu programu wycieczkowo-warsztatowego, dotyczącego zwierząt gospodarskich i uprawy roli. Organizujemy tu również imprezy rekreacyjne, urodziny, ogniska. Współpracujemy z gminą Targówek, dla której organizujemy cykle warsztatów dla pobliskich szkół. Dyrektor placówki szkolnej może u nas zapisać grupy dzieciaków na cykle warsztatowe. Dodatkowo w weekendy folwark można odwiedzić bardziej prywatnie, np. przychodząc na spacer z dziećmi. Mamy tu swoje konie, na których organizujemy przejażdżki. Jest cała masa atrakcji, których próżno szukać w innych częściach miasta.

DSC07203

Fot. Justyna Urbaniak

Co warszawskie dzieci wiedzą o zwierzętach gospodarskich?

Ich wiedza jest znikoma. Żadnej wiedzy nie wynoszą z domu, niestety szkoła też nie jest w stanie ich zbyt wiele nauczyć. Trzeba przyznać otwarcie, że ta szkolna wiedza jest marna i że nasz poziom ogólnej wiedzy biologicznej jest po prostu koszmarny. Tymczasem ważne jest, żeby już u najmłodszych dzieci kształtować pewne postawy i wrażliwość na przyrodę, która jest dookoła nas. Również przez obcowanie ze zwierzętami gospodarskimi, bo one są człowiekowi najbliższe.

Z czego to wynika, że te dzieci tak niewiele wiedzą o otaczającym nas świecie?

Z braku zainteresowania matką naturą. Z dziećmi coraz rzadziej wyjeżdża się na weekend na wieś. Bardziej popularne są wycieczki do centrum handlowego i oglądanie zwierząt w sklepach zoologicznych, do których nagminnie puka się przez szybę. Rodzice nie mają pojęcia o tym, czym się różni chomik od świnki morskiej. Odwiedzające na dzieci, widząc krowę pytają, czy to jest świnia czy duży pies. Bardzo często stykamy się też z dużą niewiedzą samych rodziców czy nauczycieli, więc trudno żeby przekazywali jakąkolwiek wiedzę dzieciom. Coraz mniej dzieci jest zainteresowanych zwierzętami, bo bardziej atrakcyjne są dla nich smartfony i tablety. Nie mają w sobie szacunku do matki natury. Dla mnie to zaskakujące, bo ja jeszcze ze swojego dzieciństwa pamiętam, że było inaczej. I na pewno byłabym szczęśliwa, mogąc przyjść do takiego miejsca jak PGR Bródno, nie wyjeżdżając jednocześnie daleko od domu. Sama, jak przyjechałam tu pierwszy raz, doznałam szoku, bo obok przystanku autobusowego stała po prostu krowa, a to nieco ponad 20 minut komunikacją miejską od centrum Warszawy. Bardzo lubię w tej pracy to, że mogę mieć wpływ na myślenie przyszłych pokoleń o świecie. Że mogę obserwować, jak po naszych warsztatach dzieciaki otwierają się i zaczynają szczerze interesować się tymi zwierzakami.

Kilka kilometrów od was jest praskie ZOO. Można powiedzieć, że jesteście jakąś alternatywą dla takiej formy przetrzymywania zwierząt?

Na pewno tak, ale tych płaszczyzn, które odróżniają nas od ZOO, jest bardzo dużo. Oczywiście mamy tu tylko zwierzęta gospodarskie, więc próżno u nas szukać tej dzikości i egzotyki, która jednak w ogrodach zoologicznych dominuje. Ale u nas zwierzęta można nakarmić, pogłaskać, można mieć z nimi kontakt – i to jest najcenniejsze. Bo część z tych dzieci, które do nas przychodzą, nigdy wcześniej nie miała w ogóle możliwości pogłaskania kozy czy kury, a tu mogą tego doświadczyć. Coraz mniej dzieci ma dziadków na wsi i nie ma z takimi zwierzętami w ogóle styczności. Jest spora grupa takich, która wierzy, że mleko bierze się ze sklepu. Są zaskoczone słysząc, że jajka znoszą kury. Dlatego warto po prostu wpaść do nas choćby w weekend, żeby te dzieciaki oswoić z przyrodą. Taki kontakt z gospodarskim zwierzęciem dla rozwoju dziecka jest po prostu niezbędny.

DSC07190

Fot. Justyna Urbaniak