Dojazdy do pracy – codziennością, ale niekoniecznie szarą

31.12.2014

Tagi: Dworzec Centralny, pociąg, praca, warszawa,

Budzi się przed innymi domownikami, a do domu wraca ostatnia. Byłoby zapewne inaczej, gdyby nie codzienne dojazdy do pracy w Warszawie. Początkowo i pociąg, i Warszawa były najzwyczajniej w świecie koniecznością, ale z czasem tę konieczność zamieniła w atut. Dziś prawie każda minuta jej dnia jest skrupulatnie zaplanowana i pomimo blisko 100 kilometrów dzielących jej miejsce zatrudnienia i dom, nie zamieniłaby posady w Warszawie na pracę w miejscu zamieszkania.

Agnieszka dzień zaczyna o 5 rano. To znacznie łagodniejsza wersja pobudki, ponieważ kilka lat wcześniej wstawała o 4:30. Ale – jak mówi – rano ważne jest, aby wykonać tylko czynności niezbędne, a to, co się da, warto przygotować czy dokończyć jeszcze wieczorem. Po szybkiej kawie i lekkim śniadaniu wsiada do swojego auta. 10 minut później jest już pod dworcem kolejowym. Kilka minut po szóstej odjeżdża jej pociąg do Warszawy. Pod stacją warto być jednak zawsze kilka minut wcześniej, bo w ostatniej chwili bardzo trudno jest znaleźć miejsce parkingowe – pomimo tak wczesnej pory. W końcu na zegarze wybija 6:02. Pociąg wjeżdża na stację Siedlce. – Teraz tradycyjnie trzeba powalczyć o miejsce. Grupki dojeżdżających próbują ustawić się na peronie tak, aby po zatrzymaniu się pociągu byli jak najbliżej drzwi. Nie jest to łatwe, bo różni maszyniści na różnych odcinkach peronu się zatrzymują, ale naprawdę o miejsce trzeba walczyć, dlatego że czasem już w Siedlcach miejsc siedzących brakuje dla części pasażerów – wyjaśnia Agnieszka.

Wspólny czas w pociągu

Najczęściej jeszcze przed wejściem do pociągu, na peronie spotyka swoich dobrych znajomych – kompanów codziennej podróży. – To znajomi z pociągu. Jest nas czworo. Zaczęło się od odstąpienia miejsca i prostego pytania o godzinę. I tak oto już od już czterech lat dojeżdżamy każdego dnia do pracy wspólnie – opowiada o początkach tej znajomości. – Kolega czy koleżanka w pociągu to dobre rozwiązanie. Pomagamy sobie w zajmowaniu miejsc, ale też wspólnie spędzamy czas. Oczywiście są momenty, kiedy każdy z nas zajmuje się sobą – czyta książkę, gazetę, rozmawia przez telefon albo wykonuje zaległe zadania służbowe, ale jest wiele momentów, kiedy naprawdę potrzebujemy wzajemnego towarzystwa. Rozmawiamy, opowiadamy sobie o swoich rodzinach, przerabialiśmy etap grania w karty, na bieżąco komentujemy wydarzenia polityczne i społeczne, czy opowiadamy sobie o nowinkach technicznych. Na początku staraliśmy się czas porannych podróży wykorzystywać na drzemki i „dosypianie”, ale szybko uznaliśmy, że szkoda go marnować, skoro możemy spędzić go znacznie bardziej konstruktywnie.

Dworzec Centralny – miejsce spotkań

Zarówno Agnieszka, jak i jej znajomi, wysiadają na stacji Warszawa Centralna. To miejsce, gdzie można jeszcze przed pracą zrobić drobne zakupy – zaopatrzyć się w aktualną prasę, kupić kawę na dalszą drogę, czy drobną przekąskę na drugie śniadanie. – Początkowo nie znosiłam tego miejsca. Nam wszystkim kojarzyło się z minionym ustrojem politycznym i z nieudolnością kolejarzy, którzy z tym „molochem” nie potrafią się uporać. Ale dworzec się zmienił. O ile dobrze pamiętam, został gruntownie wyczyszczony i uporządkowany na Euro 2012, a to spowodowało, że to miejsce zaczęło tętnić życiem. Oczywiście również Złote Tarasy zrobiły swoje, ale w gruncie rzeczy Warszawa Centralna nie straszy już tak, jak w przeszłości. A ma ponoć być jeszcze lepiej – zauważa Agnieszka. Dla niej zresztą teraz to miejsce szczególne. – Tutaj przewija się codziennie tyle osób… Wcześniej się temu nie przyglądałam, ale opóźnienia pociągów często do tego skłaniają. Niedawno zaczęłam obserwować ludzi Dworca Centralnego. Tutaj można spotkać każdego: zagubionego obcokrajowca, czy nawet tubylca obłędnie poszukującego właściwego peronu, przypadkowego przechodnia, bezdomnego, biznesmena, handlarza… Z reguły każdy dokądś pędzi – jedni na pociąg, inni na spotkanie.  To chyba najbardziej fascynujące w tym miejscu. Ale dworzec to także miejsce spotkań i rozstań – dla jednych są to chwile przyjemne, dla innych bolesne. To także – jak dla mnie – punkt przesiadkowy na trasie do pracy.

warszawa centralna

Warszawa Centralna. W miejsce kubików ma pojawić się antresola. Fot. Twarze Warszawy

Po dotarciu do pracy i spędzonych w niej ośmiu godzinach, nadchodzi czas na powrót do domu. Agnieszka ponownie dociera na Dworzec Centralny, gdzie ma zwykle kilkanaście minut na drobne zakupy, chyba że zdecyduje się na powrót późniejszym pociągiem. Wtedy można wybrać się do sieci handlowych, ale również na spotkanie ze znajomymi w jednym z ciekawszych lokali centrum Warszawy. – Tu ich nie brakuje. Średnio raz w tygodniu z grupą dobrych znajomych, którzy na stałe mieszkają w Warszawie, spotykamy się w przeróżnych miejscach, by spędzić trochę czasu w dobrej atmosferze, z bogatą ofertą w menu, przy nienagannej muzyce. Ale oczywiście przekłada się na to późniejszy powrót do domu – śmieje się Agnieszka.

Przy dojazdach do pracy na tak dużą odległość powrót do domu jest możliwy najwcześniej na 18. Wieczorem pozostaje już niewiele czasu na rozrywkę, szczególnie, że na Agnieszkę czeka w domu mąż i dwoje dzieci. Na szczęście są weekendy. Wtedy Agnieszka odpoczywa od pracy w Siedlcach, ale czas spędza również z rodziną lub ze znajomymi w Warszawie.

A w weekendy…

W sobotę i w niedzielę można bardzo dobrze spożytkować czas. Agnieszka bardzo lubi spędzać weekendy aktywnie, a z racji, że i tak musi zaopatrywać się w miesięczne lub kwartalne bilety do Warszawy, to średnio raz lub dwa razy w miesiącu – właśnie w weekend – oddaje się magii stolicy. Ale tu już nie ma mowy o pracy, a jest czysta przyjemność. – To są oczywiście zakupy. W weekendy omijam jednak często galerie handlowe, a staram się wyszukiwać butiki, niewielkie sklepy, w których można kupić coś unikalnego. To są również warszawskie second handy. Uwielbiam też stołeczną giełdę staroci na Kole, gdzie jeżdżę kilka razy w roku (ale wtedy raczej do Warszawy jadę z rodziną samochodem). Często poszukuję  też restauracji, w których można dobrze zjeść.

Dom gdzie indziej, praca gdzie indziej

Agnieszce zdarza się również przyjeżdżać do Warszawy w weekendowe wieczory. – To czas spożytkowany na koncerty, muzykę, kluby, z mężem i z przyjaciółmi. Warszawa jest mi bardzo bliska, ponieważ mieszkałam w sercu stolicy przez ponad 7 lat. O powrocie do Siedlec po studiach i dwóch latach przepracowanych w Warszawie zadecydowały trudności w pracy chęć jej zmiany. Przez pół roku szukałam pracy w stolicy, mieszkając w Siedlcach. Gdy ją wreszcie znalazłam, nie było mnie stać na opłacanie wysokiego czynszu, a w swoim rodzinnym mieście miałam własne mieszkanie. Zresztą tam od lat pracuje mój mąż. Po roku pracę zmieniłam na lepiej płatną. Teraz zarabiam tyle, że moglibyśmy pokusić się o kupno własnego mieszkania gdzieś w Warszawie. Problem w tym, że nie chcę tam mieszkać.

Dla Agnieszki odległość blisko 100 kilometrów nie jest już problemem. Dobrze czuje się w roli, w jakiej spełnia się i w stolicy, i w swoim rodzinnym mieście, w którym nadal mieszka. – Siedlce dają mi wyciszenie, spokój, poczucie bezpieczeństwa. Tu po godzinie 18 niewiele się dzieje. Z drugiej strony stolica zapewnia mi anonimowość, solidne wynagrodzenie, dostęp do kultury, sztuki, rozrywki, dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebuję. Początkowo trudno było mi przyzwyczaić się do dojazdów, ale czas potrafi przystosować człowieka do sytuacji. Dziś chyba z nikim bym się nie zamieniła. Zresztą w Siedlcach nie dostanę pracy takiej, jaką mam w tej chwili, a już na pewno nie z takim wynagrodzeniem. W domu mam swoją ukochaną rodzinę, w Warszawie pracę i rozrywkę, a w pociągu przyjaciół, bez których nie wyobrażam sobie żadnego poranka.