Doula, z greckiego kobieta „która służy”, to zjawisko wciąż dość egzotyczne w naszym kraju. Zadaniem douli jest wspieranie kobiety, czasem też rodziny, w porodzie. Gosia Borecka, która douluje od ponad dziesięciu lat opowiada, jak ważne jest budowanie w kobiecie poczucia kompetencji i jak to zrobić, by zawód douli społecznie był postrzegany jako wsparcie, z którego skorzystać może każda kobieta, która tego potrzebuje. Bez względu na swoją sytuację socjalną.
Doulujesz od 2003 roku. Można powiedzieć, że jesteś pierwszą polską doulą?
Małgorzata Borecka: Można powiedzieć, że jestem pierwszą w Polsce kobietą, która użyła określenia doula na to, co robi. Moja przygoda z doulowaniem zaczęła się w 2003 roku, kiedy pierwszy raz poszłam do porodu jako osoba towarzysząca. Zaopiekowałam się parą douli, która towarzyszyła mi przy moim drugim porodzie.
Skąd w tych czasach wzięłaś doulę?
Byłam jeszcze studentką, gdy poproszono mnie o to, bym została lektorką języka polskiego pary Amerykanów. Kobieta – Amerykanka – była doulą. Zabierała mnie ze sobą na spotkania z osobami ze środowiska Fundacji Rodzić po Ludzku, ale też towarzyszyła przy moim drugim porodzie. To było dla mnie bardzo ważne wydarzenie. Linda, bo tak ma na imię, jest doświadczoną matką 5-tki dzieci, teraz już babcią, i douluje od wielu lat, służąc mi swoim doświadczeniem. Po jej wyjeździe ja w jakiś sposób przejęłam po niej tę opiekę nad kobietami. Z perspektywy czasu wiem, że ona po prostu widziała we mnie duży potencjał doulowy. W pewnym momencie razem z inną trenerką przeprowadziły dla mnie szkolenie na doulę. Z Lindą do dziś jesteśmy w kontakcie. Ona mnie nazywa swoją polską córką, ja ją – drugą matką. Ale to relacja dość nietypowa dla douli i klientki, bo Linda bardziej była jednak moją przyjaciółką, mentorką.
Jak w takim razie wygląda relacja z klientami? Bo jak rozumiem, doula nie zajmuje się tylko samą rodzącą, ale też całą rodziną?
Doula zajmuje się takim obszarem, w jakim potrzebuje jej kobieta. Więc jeśli jej potrzeba brzmi tak, że ona chce w to włączyć, zaangażować całą rodzinę, to tak to właśnie realizujemy. Rozmawiamy najczęściej o tym, co tę rodzinę czeka podczas porodu, na co mogą się przygotować, ale też jakie mają opcje, by mogli sami zdecydować, czego chcą.
To są 2-3 spotkania przedporodowe. Nie za mało?
Fizycznie to są zazwyczaj 2-3 spotkania. Ale częsty jest również kontakt telefoniczny czy mailowy. To wszystko razem buduje poczucie bezpieczeństwa. Przyszła matka dzwoni, żeby dopytać o szczegóły, albo gdy coś nowego pojawiło się na horyzoncie i chciałaby to przegadać. Doula może być dla niej bazą informacyjną, kiedy problem z którym się zgłasza, wymaga kontaktu do specjalisty.
Domyślam się, że nie każda doula pasuje osobowościowo do każdej kobiety…
Tu w Warszawie dziewczyny mają łatwiej, bo jest wiele doul, więc mogą wybrać taką, która będzie im najbardziej odpowiadała. Nie zawsze jest tak, że między jedną kobietą a drugą pojawi się chemia, a warto żeby była, jeśli zapraszamy kogoś do wydarzenia, które zapamiętamy na całe życie. Staruszki nie potrafią powiedzieć, co jadły na śniadanie danego dnia, ale ze szczegółami opowiadają swój dzień porodu. To jest tak mocno wdrukowane w nasze, kobiet, życie wydarzenie, że na poziomie wspomnień towarzyszy nam do końca.
Byłaś pewnie przy wielu porodach. Czy któreś z nich stanowiły dla ciebie jakieś wyjątkowe wyzwanie?
Byłam przy blisko piećdziesięciu porodach. I każdy z nich pamiętam, bo dla mnie to też bardzo emocjonujące wydarzenie. Po porodzie mojej pierwszej klientki byłam w olbrzymim szoku, bo uzmysłowiłam sobie, jaka w nas – kobietach – jest moc. Czasem bywa mi trudno. Najczęściej ze względu na różnice w procedurach w różnych placówkach. Przy porodzie byłam w większości warszawskich szpitali i wiem, że duże mogą to być różnice. Myślę, że nad pewnymi kwestiami można by było jeszcze popracować. Podobnie jest z realizacją standardów okołoporodowych, które obowiązują od trzech lat, a które nie wszędzie jeszcze je wdrożono. Kobiety świadome tego, czego chcą, domagające się swoich praw, nazywane są czasami pacjentkami roszczeniowymi i to boli. Bo to nie jest coś, co one muszą sobie wywalczyć, to teoretycznie gwarantuje im to prawo. Widzę oczywiście zmiany na lepsze, ale widzę również, że jest jeszcze sporo do zrobienia.
Czy możesz zasugerować kobiecie jakieś miejsce do porodu?
Nie sugeruję i nie polecam. Ważne jest to, czego kobieta oczekuje w porodzie. Jeśli jest świadoma tych potrzeb, może je spisać albo nazwać i wówczas przeglądamy wspólnie różne opcje, szpitale, ale to zawsze ona wybiera. Doula jest od tego, żeby pokazać kobiecie możliwości i tyle. To są pierwsze rodzicielskie decyzje przyszłej matki. Ona decyduje i ona będzie ponosiła tego konsekwencje. Ja mogę ją wspierać w tych decyzjach i staram się jako doula, żeby w miejscu, w którym się znajdzie, było jej możliwie jak najlepiej. Zarówno na poziomie psychicznym, fizycznym jak i emocjonalnym.
Jak na was reagują położne?
Różnie. Zdarza się, że na początku, kiedy wchodzę razem z klientką na salę porodową, położne trochę się wycofują z relacji z pacjentką. Nie wiem z czego to wynika. Bo ta relacja położnej z pacjentką jest bardzo ważna i niezależna od mojej z moją klientką. To położna przyjmie dziecko na świat, być może będzie pierwszą osobą, która go dotknie. Są też takie położne, które wchodzą w relację z rodzącą od razu, niezależnie od mojej obecności. Priorytetem jest samopoczucie matki, więc moim zadaniem jest zadbanie o przyjazną atmosferę i współpracę. Z tym ostatnim czasem bywa różnie.
W Polsce od 2011 roku istnieje stowarzyszenie Doula w Polsce. Czym się zajmuje?
Stowarzyszenie szkoli i zrzesza polskie doule, a to bardzo ważny element, bo obecnie mamy w kraju około 150 doul. Od stycznia, rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej doula jest zawodem. Stowarzyszenie powstało po to, by wypracować standardy pracy douli, ale też stworzyć taką przestrzeń w której mamy wspólną wizję, nawzajem się wspieramy, dokształcamy, trzymamy razem i edukujemy.
Każdy może być doulą?
Po pierwsze, musi być chęć i otwartość do współpracy z kobietami. Szkolenia, które prowadzimy jako Stowarzyszenie, weryfikują powody, dla których kobiety myślą, że to zawód dla nich. A tych powodów jest wiele. Czasem kobieta chce być doulą, bo miała fantastyczny poród i chce, żeby inne też taki poród miały. Ale może też być odwrotnie – to fatalny poród motywuje niektóre kobiety do tego, by wspierać inne rodzące. Doula tak naprawdę jest po to, by wspierać kobietę w jej sytuacji i wyborach. Do każdego porodu przygotowana doula idzie więc bez swoich doświadczeń, ale też bez doświadczeń z innych porodów, w których brała udział. Wchodzi w nową sytuację jako czysta karta. Nie działa schematami.

Małgorzata Borecka – pierwsza polska doula. Fot. Justyna Urbaniak
To trudne. Trzeba mieć dużo kompetencji społecznych.
Tak, dlatego dużo o tym mówimy na szkoleniu, że doula nie potrzebuje wiedzy położniczej, bo to czasem może nawet przeszkadzać. Wiemy to od doul, które są położnymi, że wówczas włącza się taka odpowiedzialność za życie i zdrowie rodzącej i jej dziecka. A doula skupia się na tym, żeby rodząca czuła się zaopiekowana na wielu poziomach – emocjonalnym czy fizycznym od każdej osoby obecnej w miejscu narodzin. Na szkoleniu doulowym podczas ćwiczeń niejako wyłączamy emocje i uczymy się, że nasze emocje nie są najważniejsze. Najważniejsze jest to, co i jak przeżywa nasza podopieczna.
Czym w takim razie doula różni się od przyjaciółki czy matki, która towarzyszy w porodzie?
Przyjaciółkę, matkę czy siostrę łączy z rodzącą silna więź emocjonalna i w takim przypadku trudno czasem zachować dystans. Ja, jako doula, patrzę na poród z empatią, ale nie jprzeżywam tak emocjonalnie wszystkiego, co się dzieje. Okazuję współczucie, ale nie wpadam w panikę, gdy dzieje się coś trudnego. Ja jestem dla kobiety, która rodzi. I nie mogę przerażać jej swoimi przeżyciami. To ona ma być na pierwszym miejscu.
Przeszkolenie douli trwa trzy dni. Wystarczająco dużo, żeby być dobrą i opanowaną osobą w sytuacji tak wyjątkowej, jak poród?
Podczas szkoleń mówimy dużo o tym, jak ważne jest zachowanie douli dla kobiety rodzącej. Omawiamy też sytuacje trudne, np. jak się zachować w sytuacji nagłego cięcia cesarskiego. Doula ma być duchowo obecna i wspierać drugiego człowieka – i w takim zakresie jesteśmy w stanie przygotować kobietę do roli douli w ciągu trzydniowego szkolenia. To oczywiście podstawowe szkolenie, które daje narzędzia do tego, żeby być z drugim człowiekiem w sytuacji, którą on przeżywa. Poród dla kobiety jest wyzwaniem. Doula ma umieć być z nią w tej chwili i do tego nie potrzebuje książkowej wiedzy, ale empatii. W ciągu trzech dni szkolenia dziewczyny uczą się otwartości na różnorodność przeżyć i spojrzeń na świat innych osób. Jeśli się tego nie nauczą, będzie im bardzo trudno doulować w takim czystym znaczeniu tego słowa.
Można na tym zarobić?
Wbrew potocznym opiniom nie. W Polsce nie ma kobiet, które utrzymywałyby się z doulowania przy porodach. W sumie w Polsce 0,04 proc. porodów odbywa się z doulami. Pracujące przy porodach doule mają średnio po kilka porodów w ciągu roku. Wśród nas jest też dużo matek, aktywnych zawodowo, które doulowanie traktują bardziej jak potrzebę realizowania się niż pracę zarobkową. Doule to też spotkania edukacyjne, kręgi wsparcia dla matek, również wsparcie laktacyjne.
Macie jakiś plan na przyszłość?
Naszym priorytetem jest to, żeby każda kobieta która potrzebuje takiego społecznego wsparcia jakim jest doula, mogła po nie sięgnąć. Przyglądamy się organizacjom podobnym do naszej w innych krajach. W Wielkiej Brytanii za obecność douli przy porodzie płaci prywatny ubezpieczyciel lub fundacje, w USA w dwóch czy trzech stanach narodowy ubezpieczyciel. Doule tam pracują też z kobietami w więzieniach, ośrodkach pomocy społecznej… Nie chcemy, żeby u nas kwestie finansowe były przeszkodą do zrealizowania tej potrzeby dla dziewczyn, których zwyczajnie na taką usługę nie stać. To może być plan na najbliższych kilka lat. Chodzi o to, by doula była postrzegana jako faktyczne, społeczne wsparcie dla kobiet które tego potrzebują. Również tych w trudnych sytuacjach społecznych i socjalnych.
Kobiety rodzące faktycznie potrzebują douli?
Potrzebują kogoś, kto je wesprze i szczerze uwierzy w nie, że są kompetentne. Badania pokazują, że aby kobieta poczuła w sobie tę kompetencję, musi otrzymać pozytywny feedback od co najmniej sześciu osób. Takich, które powiedzą tej rodzącej, że świetnie sobie radzi i jest wspaniała. W idealnych warunkach do takich osób pewnie należy mąż/partner, matka, siostra, przyjaciółka, położna. Doula może być tą trzecią, szóstą czy kolejną wspierającą osobą.
Często te idealne sytuacje się zdarzają?
Nie. Więc wszyscy musimy pracować nad tym, co przekazujemy młodym matkom. Doule nie są po to, żeby im mówić, co mają robić, tylko po to, żeby wesprzeć je w odnalezieniu ich własną drogę. Nazywamy to budowaniem kompetencji. Bo każda z nas ma predyspozycje do tego, by zająć się swoim dzieckiem. Tylko nie każda z nas w to wierzy.
Polub TwarzeWarszawy.pl na Facebooku
Obserwuj TwarzeWarszawy.pl na Twitterze
Poleć TwarzeWarszawy.pl w Google+
Śledź TwarzeWarszawy.pl na Wykopie