Joanna Konarska kieruje zespołem charakteryzatorów jednej z najważniejszych polskich scen – Teatru Narodowego. Uwielbia swoją pracę i ludzi, z którymi dane jej pracować. Na co dzień charakteryzuje wybitnych polskich aktorów, z którymi nawiązuje serdeczną bliskość. Teatr uczy ją asertywności, mądrości i… działania na szybkich obrotach. Kiedy presja czasu daje się we znaki, słyszy od aktorów: „nie martw się, beze mnie nie zaczną”.
Do stolicy przyjechała z rodzinnych Skierniewic. Warszawski pęd mobilizuje ją do działania, za nic nie przeprowadziłaby się do mniejszego miasta. Jej marzeniem jest zamieszkać kiedyś na Żoliborzu.
Jak to jest być kierownikiem zespołu charakteryzatorów Teatru Narodowego?
Kierownikiem jestem od niespełna roku, więc doświadczenia jeszcze mi brak. Uczę się asertywności i mądrości w kierowaniu zespołem. Wbrew pozorom nie jest to łatwe zadanie, każdemu dogodzić (śmiech) i być sprawiedliwym. Dużo czerpię od mojego byłego szefa… Kieruję się zasadą tylko spokój nas uratuje, to w nim jest największa mądrość, inaczej już dawno bym zwariowała.
Dużą grupą zarządzasz?
Zespół składa się z pięciu ciekawych i całkiem różnych od siebie kobiet.
Nie każdemu jest dane pracować z najwybitniejszymi aktorami polskiej sceny i filmu. Pracujesz m.in. z Janem Englertem, Janem Fryczem, Danutą Stenką, Małgorzatą Kożuchowską, Piotrem Adamczykiem czy Kamillą Baar. Możesz o tym doświadczeniu więcej powiedzieć?
To prawda, mogę powiedzieć o sobie, że jestem szczęściarą. Choć z zewnątrz wygląda to zupełnie inaczej, niż od środka, to spotkałam na swojej drodze wielu cudownych ludzi. Ten zawód daje dużą bliskość w kontaktach z aktorami. Wiemy o sobie czasem dużo więcej, niż inne zespoły z teatru mogłyby wiedzieć o danej osobie.
Jak trafiłaś do Teatru Narodowego? Masz teatralne korzenie w rodzinie, czy to przypadek?
Trafiłam do teatru zupełnie przypadkiem. Nie mam w rodzinie nikogo, kto wcześniej pracowałby w teatrze. Zaraz po szkole pomagałam koleżance charakteryzatorce w Teatrze Rozmaitości, jeszcze inną zastępowałam w internetowym wydaniu gazety „Rzeczpospolitej”, jeździłam na zdjęcia do serialu „Brzydula”, aż w końcu złożyłam życiorys do jednego z najpiękniejszych teatrów w Warszawie i tak zaczęła się moja teatralna przygoda z tym miejscem.
Skąd w Tobie pasja do zawodu charakteryzatora?
Od dziecka miałam zamiłowanie do kolorów, włosów, czy sztucznych nosów (śmiech). Odkąd pamiętam, zbierałam kosmetyki, im bardziej były kolorowe, tym lepiej. Pamiętam sytuację, gdy miałam 5, może 6 lat. Bladym świtem obudziłam brata, rozłożyłam popielniczkę, zestaw domowych nożyczek i zabrałam się do dzieła. Najpierw obcięłam na zapałkę swoje długie blond włosy, a później zabrałam się za brata. Niestety pech chciał, że ukułam go w ucho i obudziła się mama. Gdy poszłyśmy do fryzjera pani uznała, że niestety nie ma już co poprawiać… i chyba tak zrodziła się we mnie pasja do fryzjerstwa (śmiech).
Czy podczas pracy w teatrze pojawia się stres?
Są stresujące sytuacje, np. gdy aktorka przychodzi 15 min. przed rozpoczęciem albo wiem, że jest obsuwa czasowa. A jak mam jeszcze kilka osób do zrobienia… ale chyba wyrobiłam w sobie już tak dużą pewność tego, co i jak robię, że stres jest raczej chwilowy. Poza tym, jak to mówią aktorzy – „nie denerwuj się, beze mnie nie zaczną”.

Joanna Konarska w pracowni. Fot. Archiwum Prywatne
A jak wyglądają przygotowania do spektaklu?
Och różnie, powtarzalne jest tylko to, że przygotowujemy garderoby pod konkretny spektakl. Jeśli gramy małoobsadowy spektakl, w którym wykonujemy np. 2, 3 fryzury i makijaż, to wystarczy nam godzina przed spektaklem. Ale jeśli wykonujemy większą charakteryzację, jak np. teraz będziemy robiły z Anny Ułas murzynkę, to potrzebujemy trochę więcej czasu. Przy okazji serdecznie zapraszam na nasz nowy spektakl „Opowiadania Brazylijskie” w reż. Marcina Hycnara, w którym będziecie mogli zobaczyć naszą twórczą pracę.
Teatr Narodowy ma kilka scen. Jeśli danego dnia spektakle grane są na każdej scenie, to jak dzielicie się pracą? Wtedy aktorów do charakteryzacji jest sporo?
Teatr Narodowy ma w swoim repertuarze tak dużą ilość przeróżnych spektakli, że praktycznie co dzień gramy na każdej scenie. Jeśli spektakle są o różnych godzinach, często obsługujemy po 2 spektakle. Zdarza się, że doangażowujemy osoby do pomocy, gdyż brakuje nam rąk.
Na czym polegają teatralne przeobrażenia. Czy za pomocą nowoczesnych środków można zupełnie kogoś zmienić? Da się zrobić poczciwego staruszka z młodej osoby?
Charakteryzacja to magia. Można zrobić praktycznie wszystko. Potrzebna jest wyobraźnia, materiały, trochę zdolności plastycznych i przede wszystkim odwaga, bo do każdej zmiany potrzeba odwagi. Pewnie, że z młodej osoby można zrobić starszą to łatwe, ale gdy zna się tajniki makijażu, starszej osobie można ująć lat, wtedy to dopiero jest efekt.
Jakie materiały wykorzystuje się do tego, gipsy, akryl?
Gips to już praktycznie archaizm. Teraz do odlewów są dużo „inteligentniejsze” materiały, chociażby alginaty. Wykorzystujemy mieszanki sylikonów, starcze skóry, doklejki.
Tworzycie zgrany team?
Wydaje mi się, że tak. Mamy czasem ciężkie dni, ale raczej się wspieramy. Przede wszystkim pomagamy sobie i nie wprowadzamy między sobą hierarchii mimo różnego poziomu doświadczeń.
A jest w repertuarze jakiś trudniejszy spektakl, przy którym trzeba się wyjątkowo napracować, który wymaga szczególnej pracy i czasu?
Nie powiedziałabym, że są trudne spektakle, raczej są bardziej pracochłonne lub wymagające dłuższych przygotowań. Teraz jest w repertuarze spektakl „Królowa Śniegu”, który wymaga od nas więcej zaangażowania i prędkości, niż pozostałe. Gra w nim ok. 21 aktorów, a postaci mamy 3 razy tyle. Przygotowanie ponad 60 peruk nawet dla nas jest wyzwaniem (śmiech).
Masz swoje ulubione typy make-upów? Wolisz wykonywać makijaże okolicznościowe czy charakteryzację?
Pewnie, że charakteryzacje. Zwykłe makijaże zrobi każdy, a efektów specjalnych już nie. Podobno najtrudniejszy jest tzw. make up no make up, ale wydaje mi się, że jest to kwestia rozmowy i spełnienia oczekiwań osoby malowanej. Jeśli aktorka lub osoba malowana nie zmyje się po opuszczeniu naszego fotela, to znaczy, że mamy sukces.
Zapytam Cię o „Oresteję” – głośny spektakl w reż. Mai Kleczewskiej. Pracowałaś przy tej produkcji? Pamiętam, że z widowni widać było dużo waszej pracy…
Pracujemy przy każdym spektaklu w teatrze. No, tak krew zawsze, jest efektowna, a jej akurat w tym spektaklu nie brakowało… „Oresteja” nie była grana długo, wydaje mi się, że w ogóle spektakle Mai Kleczewskiej maja swoją publiczność. Albo ją się lubi, albo nie akceptuje zupełnie. Takie spektakle wypalają się dosyć szybko, ale muszę przyznać, że lubię przygotowania do spektakli w reż. pani Mai.

Joanna Konarska w pracowni. Fot. Archiwum Prywatne
A „Miłość na Krymie” i „Iwanow”?
Zupełnie inaczej podchodzi się do spektakli, które już były grane, niż do tych, które tworzę sama. Gdy zaczęłam prace w teatrze, te spektakle były już długo po premierze. Niestety „Miłości na Krymie” już nie ma, ale wspominam ten spektakl z dużym sentymentem. Przede wszystkim świetną charakteryzację pana Jerzego Radziwiłowicza w wykonaniu mistrza pana Leszka Galiana. Jeśli chodzi o „Iwanowa” od kulis to świetna szkoła szybkiego i stylowego czesania.
Czy mogą pojawić się uczulenia na skórze od środków do charakteryzacji?
Od wszystkiego może pojawić się uczulenie. Większość środków jakie kupujemy jest antyalergiczna, jednak wszystko zależy od rodzaju skóry. Jest to bardzo indywidualna sprawa.
Czym zajmujesz się poza murami Teatru Narodowego. Twoje pasje?
Pasji i marzeń do spełnienia mam dużo, jednak teatr jest tak bardzo absorbujący, że wciąż brakuje mi czasu. Nadrabiam wszystko podczas 2-miesięcznej przerwy urlopowej w wakacje. Wtedy z chłopakiem odwiedzamy miejsca, których jeszcze nie znamy.
A teraz pytanie o stolice. Jak postrzegasz Warszawę?
Warszawa jest moim ukochanym miastem. Pochodzę ze Skierniewic, które liczą ok. 60 tys. mieszkańców, ale myślę, że nie zdecydowałabym się wrócić do małego miasta. Mimo wszystko ten pęd Warszawy mnie nakręca i jak wyjeżdżam w bardziej bezludne miejsce, to intensywniej odczuwam, że odpoczywam.
Masz swoje ulubione miejsce w Warszawie?
Jestem zakochana w Żoliborzu. To było pierwsze miejsce, w którym zamieszkałam, ale żeby tam teraz wrócić, musiałabym chyba wygrać w totolotka (śmiech).
A w jakiej mieszkasz części Warszawy?
Przemieszczam się między Ursynowem, a Gocławiem gdzie mieszka mój chłopak.
Za kulisy teatrów zaglądaliśmy już nie raz. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji przeczytać polecamy rozmowę z Bartoszem Tomczukiem pt. Tenor w garażu oraz Martą Hoffmann pt. Przed teatrem zostawiam kalosze codzienności
Polub TwarzeWarszawy.pl na Facebooku
Obserwuj TwarzeWarszawy.pl na Twitterze
Poleć TwarzeWarszawy.pl w Google+
Śledź TwarzeWarszawy.pl na Wykopie