Niewielka pracowania w przeznaczonym do rozbiórki budynku przy Prymasa Tysiąclecia. Na parapecie i biurku w równych rzędach poustawiane pojemniki z potłuczonymi talerzami i kawałkami naczyń. Wszystko przykryte grubą warstwą pyłu czeka na nowe życie. Magda przerobi je na kolczyki, broszki czy spinki do mankietów. Stara ceramika zamieni się w biżuterię.
Gdy po raz pierwszy usłyszałem o tym, że ktoś zajmuje się wytwarzaniem biżuterii z talerzy od razu do głowy przyszło mi pytanie: Jak na to wpadłaś? Jaki splot okoliczności do tego doprowadził?
Magdalena Ziółkowska: Sam pomył na wykorzystanie elementów ze starej ceramiki pojawił się jeszcze w trakcie studiów na Akademii Sztuk Pięknych. Uczyłam się wtedy tradycyjnych technik jubilerskich, ale szukałam też własnych dróg i pomysłu na to, co mogłabym zrobić. Pierwszy materiał pojawił się zupełnie przypadkowo w trakcie prac porządkowych na działce. Znalazłam wtedy w ziemi stare słoiki, fiolki po lekach, fragmenty bogato zdobionej porcelany.
Spodobały mi się. Od razu wiedziałam, że będę je chciała wykorzystać przy pracach nad biżuterią. Musiałam tylko znaleźć sposób obróbki. Mimo wszystko jest to dość trudny materiał. Przy zastosowaniu zbyt silnych narzędzi łatwo jest te drobne skrawki zniszczyć. Przy delikatnych pilnikach wszystko zajmuje zbyt wiele czasu, by było można myśleć o produkcji na większą skalę. Metodą prób i błędów udało mi się w końcu znaleźć odpowiednie narzędzia i wypracować techniki pozwalające na pracę w rozsądnym tempie.
Później to już w zasadzie samo się potoczyło. Doskonaliłam sposób obróbki i sama szukałam ciekawych wzorów do wykorzystania, znajomi zaczęli mi podrzucać to, co sami znaleźli. Idea, że niepotrzebne i zepsute talerze można w ten sposób wykorzystać nabrała kształtu.

Miejsce pracy. Na biurku widoczne już obrobione fragmenty ceramiki.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.
Tak, to wyszło. Dość szybko zorientowałam się, że najbardziej podobają się nie wzory kwiatowe, czy inne o bardziej dekoracyjnym charakterze, a właśnie te odwołujące się do czasów PRL. To wręcz zaskakujące jak wiele osób kojarzy np. logo z łyżką, widelcem i nożem z przedszkolnymi i szkolnymi stołówkami. Okazało się, że to, co pamiętają z młodości czy dzieciństwa, a dla wielu to były właśnie czasy Polski Ludowej, budzi pozytywne skojarzenia. Takich wzorów czy logotypów jest oczywiście więcej: Orbis – bardzo dekoracyjny z charakterystycznymi zawijasami, Warszawskie Bary Mleczne – z Kolumną Zygmunta, Polskie Stowarzyszenie Jazzowe, stołeczny Hotel MDM, FSO…
Odrębną kategorią, i bardzo przeze mnie lubianą, są firmowe sygnatury. Czasami trafiają się nawet takie firmy jak Ćmielów – w tym przypadku niektórzy są w stanie po niej ocenić, z jakiego okresu pochodził pierwotny produkt. Podobnie jest z Wałbrzychem, Wawelem, Bolesławcem czy Włocławkiem. Wykorzystuję też oczywiście wzory ludowe, które były przez polskich producentów porcelany powielane i kiedyś cieszyły się dużą popularnością. Wiele osób kojarzy pewnie takie talerzy ze ścian domów swoich rodziców czy dziadków. Zdarza się nawet, że klienci przychodzą do mnie z własnymi talerzami. Często są to już podniszczone przedmioty, z którymi nie bardzo jest co zrobić, a tak mają szansę dostać drugie życie. Jakiś czas temu była u mnie pani, która chciała, żeby przygotować dla nie biżuterię z wykorzystaniem motywów z ceramiki produkowanej dla służby zdrowia. Teraz szpitale przechodzą na catering i stare zastawy powoli znikają. Nie miałam jednak u siebie żadnej. Na szczęścia klientka okazała się pracownikiem jednego ze stołecznych szpitali i jakoś udało się jej wyciągnąć z piwnic czy magazynów niezbędny materiał.

Talerze gotowe do dalszej obróbki.
Jak wygląda sam proces produkcji? Jak dużo czasu zajmuje Ci wykonanie np. pary kolczyków.
Na to pytanie nie da się odpowiedzieć precyzyjnie. To nie jest tak, że pracuję od początku do końca nad jednym projektem i przechodzę do następnego. To dzieje się etapami. Najpierw jest bardzo wstępna obróbka i poszukiwanie materiałów. Są tutaj ułożone według wzorów i kolorów w tych wszystkich pudełkach. Jeśli szukam konkretnego motywu to wiem dokładnie, do którego pojemniczka zajrzeć.
Taki obtłuczony fragment przycinam szczypcami do kształtu, który z grubsza przypomina formę ostatecznego produktu. Kolejnym etapem jest praca na szlifierce stacjonarnej. Później precyzyjna obróbka dremelem i na koniec prace wykończeniowe i oprawa. Stosunkowo proste są np. broszki, których kształt może być niemal dowolny i często wystarczy tylko dokleić element mocujący, a matowe brzegi polakierować.
Trochę więcej pracy jest z kolczykami czy spinkami do mankietów – występują w parach i muszą być do siebie podobne. Czasami ta ostateczna obróbka i uzyskanie możliwie najbardziej zbliżonych kształtów zajmuje najwięcej czasu. Jeśli oprawa jest z ramką to trzeba obrabiany fragment dokładnie do niej wpasować, co jest wyjątkowo czasochłonne.

Talerze takich zgrubień nie mają i dlatego są łatwiejsze w obróbce.
Na początku to było hobby, a teraz?
Kiedy zaczynałam 7 lat temu rzeczywiście nie miałam jeszcze konkretnych planów. Dopiero później pojawili się, jeszcze w ramach targów organizowanych przez ASP, pierwsi klienci. Rok temu założyłam własną działalność gospodarczą i zajęłam się tym już na poważnie.
W praktyce wygląda to tak, że każdy dzień pracy dzieli się na część biurową wykonywaną w domu i warsztatową w pracowni. Szlifowanie ceramiki i obróbka pozostałych elementów jest bardzo hałaśliwa i strasznie kurząca. W warsztacie nie trzymam więc komputera, a bez niego nie mogła bym prowadzić działalności. Każdego dnia sporo czasu poświęcam też na działania promocyjne i marketingowe – sama obrabiam zdjęcia, wystawiam produkty na portale sprzedażowe. Sporo czasu zajmują też zgłoszenia na targi i kontakty z galeriami. Mam to wszystko na głowie, ale nie narzekam.
Tryb pracy jest taki, że w weekendy przeważnie jestem na targach i kiermaszach, gdzie sprzedaję swoje produkty. Jak trafi się wolna niedziela to zaglądam na targi na Olimpię czy Koło i tam wyszukuje interesujące mnie przedmioty, tam mogę poszperać w poszukiwaniu materiałów.
Bardzo chętnie kupowałabym potłuczone talerze, ale takich osób jak ja nie ma zbyt dużo, więc nikt tym nie handluje. Kupuję więc całe, także na aukcjach internetowych i z nich korzystam. W przypadku motywów kwiatowych czy wzorów dekoracyjnych można je potłuc nie przejmując się zbytnio końcowym efektem, zachowanie sygnatur czy logotypów w całości wiąże się jednak z koniecznością ich wycięcia.
Wspomniałaś, że pierwszy znaleziony fragment był bogato zdobiony, teraz jednak wydają się dominować inne wzory.
Pierwsza historyczna para kolczyków była z motywem kwiatowym. Na wykorzystanych fragmentach ceramiki widoczne były przebarwienia i nieczystości, a to dlatego, że dość długo leżały one w ziemi. Później już po dopracowaniu techniki zaczęłam bardziej świadomie dobierać wzory. W nieistniejącym już komisie meblowym, który działał przy rondzie Daszyńskiego, znalazłam kilka talerzy Społem i to z nich zrodziły się pierwsze przedmioty odwołujące się do czasów PRL. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że stanie się to głównym nurtem mojej twórczości.
Zamierzasz zajmować się wytwarzaniem tylko biżuterii czy myślisz też o jakiś innych produktach?
Jakiś czas temu kupiłam całą porcelaną z likwidowanego baru mlecznego. W zestawie znalazły się nie tylko talerzy czy kubki, ale też np. wazoniki. Te ostatnie właśnie posłużyły mi do zrobienia niedużych biurowych lampek. Zastanawiam się też na wykorzystaniem niektórych produktów do robienia np. zegarów ściennych. Taka przyszłość być może czeka ten nieduży talerz z logo LOT. Chyba nie będę miała ochoty go rozbijać…

Tak pracują stołeczni artyści 🙂
W ciągu ostatnich kilku lat bardzo wzrosło zainteresowanie nietypowymi, wytwarzanymi ręcznie przedmiotami. To pomaga takim twórcom jak Ty?
Odejście od produktów masowych, produkowanych przez wielkie koncerny i dostępna na całym świecie jest rzeczywiście widoczne, zwłaszcza w szeroko rozumianym świecie mody. Coraz więcej osób nie chce nosić takich rzeczy, jakie już wszyscy mają i poszukuje czegoś oryginalnego. To poszukiwanie różnorodności i wyjątkowości jest coraz silniejsze i to dobrze. Ma to też inne konsekwencje. Wraz ze wzrostem popularności rośnie też konkurencja. Pojawia się więcej producentów, targi i imprezy odbywają się coraz częściej i koszty udziału w nich rosną.
Trzeba walczyć o klienta.
Tak, ale to przecież nic złego. Jeszcze kilka lat temu osoba, która zaglądała na targi nie była przekonana, że produkty, które zobaczy będzie mogła gdzieś później kupić. Teraz może być niemal pewna, że wielu wystawców spotka na podobnej imprezie w następnym tygodniu lub zamówi później przedmiot przez internet. Targi już nie są wyjątkową okazją. Najważniejsze jest jednak to, że jest coraz więcej świadomych klientów, to jest takich, którzy zwracają uwagę na to przez kogo i gdzie dany produkt został zrobiony. Takich dla których ważna jest także historia jego powstania.

Niesamowity widok z pracowni.
Nadchodzą lepsze czasy dla artystów i rzemieślników?
Mam taką nadzieję, ale jeszcze długa droga przed nami. Byłoby fajnie gdybyśmy doczekali się dzielnic czy miejsc, w których można nie tylko kupić takie przedmioty, ale też podejrzeć twórcę przy pracy. Chciałabym kiedyś mieć warsztat i sklep w takiej okolicy. Miejsce w którym znajduje się teraz moja pracownia przeznaczone jest do rozbiórki, więc jestem teraz zajęta poszukiwaniem nowego lokalu. Zobaczymy co uda mi się znaleźć. Skoro są takie miejsca w innych państwach dlaczego u nas nie miałyby się pojawić?
Jeśli chcecie dokładnie obejrzeć wyroby Magdy to możecie je zobaczyć na profilu Biżuteria z talerzy
Polub TwarzeWarszawy.pl na Facebooku
Obserwuj TwarzeWarszawy.pl na Twitterze
Poleć TwarzeWarszawy.pl w Google+
Śledź TwarzeWarszawy.pl na Wykopie