Ursus kojarzy się w Polsce tylko z jednym – warszawskim zakładem przemysłowym i produkowanymi przez niego traktorami. Traktorów jednak już nie ma. Wiele hal dawno zostało rozebranych, a po innych hula wiatr. Czym będzie Ursus bez swoich traktorów? Co w zbiorowej pamięci warto utrwalić?
Spacer akustyczny
Zaczęło się dość zwyczajnie. Na początku było zainteresowanie tym, co po Zrzeszeniu Przemysłu Ciągnikowego Ursus (ZPC Ursus) zostało. Jaśmina Wójcik, artystka i wykładowca stołecznej ASP, chciała uwiecznić to, co jeszcze z dawnych fabryk zostało. Zdjęcie pokazała ojcu i okazało się, że za resztkami murów kryje się ogrom wspomnień i emocji. Tak narodził się pomysł zorganizowania „Spaceru akustycznego” po byłych terenach Ursusa.
Na wiosnę 2013 roku Jaśmina zarzuciła na plecy przenośne głośniki i spacerując po dawnych halach odtwarzała nagrane wcześniej rozmowy z pracownikami zakładów. Towarzyszyło jej ok. 200 mieszkańców zainteresowanych historią Ursusa. Przyszli nie tylko byli robotnicy, ale także ludzie młodzi i całe rodziny. To zaangażowanie trzeba było wykorzystać.
– W kwietniu 2013 roku z Jaśminą, Izą Jasińską i współpracownikami zaczęliśmy się zastanawiać, czy można byłoby działać bardziej systematycznie. Z jednej strony było ogromne zainteresowanie tematem, ale z drugiej na zrujnowane obszary, które kiedyś były sercem i sensem istnienia dzielnicy, nikt nie przychodził. Z tego zrodził się projekt „Zakłady. Ursus 2014”, który zrealizowaliśmy w czerwcu 2014 roku – mówi Igor Stokfiszewski, jeden z organizatorów.
Czerwcowe wydarzenie miało charakter artystyczno-społeczny. Starano się zintegrować mieszkańców i pokazać im historię całej dzielnicy. Ponownie było można wziąć udział w spacerze akustycznym, nagrać swoje wspomnienia związane z ZPC Ursus, obejrzeć paradę traktorów czy dołączyć do rysowników mających do dyspozycji ogromne płótno. Do współpracy udało się wciągnąć władze dzielnicy oraz obecnych właścicieli poszczególnych działek i budynków.
– To był pomysł na nasłuch tego, co dla dzielnicy jest istotne. To co wybrzmiało najbardziej to kwestia upamiętnienia stulecia istnienia zakładów. Wydaje się, że ludzie pogodzili się z trwającym już dekady procesem upadku przemysłu w Ursusie. To co im teraz leży na sercu to zachowanie spuścizny materialnej oraz pamięci o fabryce. Sprawienie, że ona całkiem nie zniknie – wyjaśnia Stokfiszewski.
Spuścizna materialna Ursusa
Dla wielu pracowników to właśnie widok opuszczonych hal i pustych działek, na których stały te już dawno rozebrane, jest najbardziej przygnębiający. W Ursusie w najlepszych dla firmy latach pracowało niemal 13 tys. ludzi. Ich życie zawodowe, a często również rodzinne i kulturalne kręciło się wokół zakładu. To z myślą o Ursusie zbudowano osiedle „Niedźwiadek”, pracownicy mieli dostęp do wewnętrznego systemu transportu, służby zdrowia, domu kultury czy kina. W ramach zakładu mogli pójść na bal karnawałowy czy wyjechać na wczasy w góry czy nad morze. Ursus dawał prace i wypełniał czas wolny – w przypadku tysięcy osób przez całe niemal życie.
Teraz znaczna część budynków została lub niedługo zostanie wyburzona. Na ich zgliszczach powstaną nowe osiedla mieszkalne. Ludzie jednak nie chcą, żeby Ursus został całkowicie zmazany z krajobrazu dzielnicy. Bardzo konkretnym przejawem tych oczekiwań jest walka o zachowanie kolekcji zabytkowych pojazdów zgromadzonych swego czasu przez zakład. W jej skład wchodzą wszystkie modele produkowanych przez Ursus traktorów, w tym pierwsze modele jeszcze z lat przedwojennych.

Ursus w latach 80. Fot. „Stolica”
– To bardzo bogate zbiory składające się nie tylko z maszyn i pojazdów, ale także sztandarów, dokumentów, filmów, fotografii i pamiątek prywatnych, oddanych swego czasu przez pracowników. Obecnie toczą się starania, by wykupić je od Polskiego Holdingu Obronnego (PHO). Stosowny projekt został nawet złożony do budżetu partycypacyjnego – zaznacza Stokfiszewski.
Pamięć
Ursus to jednak nie tylko fizyczne przejawy upadku przemysłu. Zmiany, jakie zaszły w przestrzeni dzielnicy, są ogromne, ale nie wyjątkowe w skali kraju. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w Nowej Hucie, Łodzi czy wielu miastach na Śląsku. Przemiany gospodarcze zepchnęły przemysł na margines. Wraz z degradacją tkanki miejskiej nastąpiła także w pewnym sensie degradacja społeczna.
– Ludzie, którzy pracowali w wielkich zakładach przemysłowych mają poczucie, że ich biografie były nieważne. Gdy używamy pojęcia kultura przemysłowa, to nie chodzi wyłącznie o piękną tkankę materialną, urbanistykę przemysłową czy wspaniałe osiągnięcia techniczne i urbanistyczne, ale też o to coś, co możemy nazwać etosem pracy, wartościami. Tego poczucia wspólnoty, solidardności obecnie bardzo brakuje – wyjaśnia Stofiszewski.
Przy okazji przytacza w formie anegdoty scenę z filmu „Moja ulica” Marcina Latałło opowiadającego o kilku pokoleniach robotników mieszkających w Łodzi przy ulicy Ogrodowej, wcześniej pracujących w Zakładach Poznańskiego. Seniorka rodu na pytanie, co by chciała, żeby przydarzyło jej się przed śmiercią mówi: „chciałabym jeszcze jeden dzień przepracować w mojej szwalni”. Teraz nikt sobie nie wyobraża podobnej deklaracji z ust siedzącego za biurkiem pracownika wielkiej korporacji.
Kultura przemysłowa to wyjątkowe przywiązanie do pracy i bardzo mocne więzi pomiędzy pracownikami. Pewne wspólne wartości. Ludzie inaczej odnosili się do kolegów, z którymi wiedzieli, że będą pracowali przez lata. Ta niematerialna spuścizna minionych lat również w Ursusie przetrwała. Byłych pracowników ZPC można spotkać na spotkaniach Uniwersytetu Trzeciego Wieku, czy w klubie seniora Promyk. Każdorazowo jest to od 80 do 150 osób. –Wszyscy lgną do siebie, traktują się przyjacielsko od dziesiątek lat. To jest rodzaj wspólnoty społecznej, której tak piekielnie dzisiaj brakuje. Powinniśmy uczyć się od tych ludzi, jak nie być dla siebie wilkiem – mówi Stokfiszewski.
Dzisiaj miejsce pracy nie jest czymś tak stabilnym jak kiedyś. Skupiamy się na idywidualnym radzeniu sobie, a solidarność pomiędzy pracownikami jest rozluźniona. Wiele osób pracuje w oparciu o krótkoterminowe umowy, a prawdopodobieństwo, że z kolegą z pracy będzie się widywać codziennie przez kolejnych 30 lat jest raczej niewielkie. Kiedyś wyglądało to inaczej i jakoś trzeba było sobie ze wszystkimi życie ułożyć. Teraz nie ma konieczności budowy trwałych relacji.
Tożsamość dzielnic
Zakłady produkcyjne w Ursusie odegrały ogromną rolę w rozwoju dzielnicy. Bez nich nie zaistniałaby ona w świadomości społecznej. Zamknięcie zakładów sprawiło, że cała dzielnica musi podjąć próbę zdefiniowania siebie na nowo. Może stać się kolejną podobną do innych sypialnią Warszawy, ale może też budować nową tożsamość w oparciu o ponad stuletnią tradycję przemysłową.
– Ta przemiana tożsamościowa jest bolesna dla dzielnicy. Być może to jest ostatnia chwila, by zacząć budować efektywny pomost pomiędzy skupioną wokół przemysłu przeszłością, a pewną nową tożsamość, która jakoś w tej tradycji kultury przemysłowej byłaby zakorzeniona. Ursus to jest również kolebka warszawskiej opozycji demokratycznej. To nie tylko historia robotników i robotnic, myśli inżynieryjnej Polski. To również historia kształtowania się opozycji – zauważa Stokfiszewski.
Opozycyjna przeszłość zakładów nie jest jednak w pełni jednoznaczna. Znaczna część pracowników zakładów uważa, że to postawa związków zawodowych w latach 90. doprowadziła do ostatecznego upadku fabryki. Pomimo tego nie powinniśmy jednak odmawiać działaczom z lat 70. i 80., jak mówi Stokfiszewski, wielkiego dzieła walki o inną Polskę. Taka postawa jest zbieżna z oczekiwaniami mieszkańców, którzy również podkreślają znaczenie wydarzeń czerwca roku 1976 dla historii kraju.
Wydaje się, że w działaniach zmierzających do budowy nowej tożsamości dzielnicy władze idą ramię w ramię ze społecznikami. Organizatorzy „Zakład. Ursus 2014” chwalą sobie współpracę z obecnymi i poprzednimi władzami dzielnicy. Obecnie walka toczy się o wykupienie od Polskiego Holdingu Obronnego kolekcji historycznej. Władze Ursusa we współpracy z różnymi organizacjami starają się wywrzeć presję na przedsiębiorstwo i władze Warszawy, które niezbyt chętnie angażują się w sprawy peryferyjnej dzielnicy.
Jaśmina Wójcik złożyła projekt do budżetu partycypacyjnego na wykup kolekcji i jeśli mieszkańcy uznają, że jest to dla nich kwestia priorytetowa i zechcą na niego głosować to być może w ten sposób uda się pozyskać niezbędne środki. Równocześnie napisana została petycja do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz z apelem o bardziej aktywne włączenie się miasta w podejmowane działania.
– Bardzo trudno jest zachęcić kogoś, żeby przyjechał do Ursusa, żeby połaził tutaj, pobył. Dlatego istotne jest także budowanie pomostu pomiędzy dzielnicą a centrum stolicy. Dzielnica sama sobie nie poradzi, a Ursus to jest dziedzictwo stolicy, a zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest to dziedzictwo kulturowe polski – mówi Stokfiszewski.

Przywracanie pamięci w praktyce. Fot. posagsiedmiupanien.tumblr.com
Przyszłość Ursusa
Pozyskanie przez dzielnicę zbiorów historycznych znajdujących się w rękach PHO ma być dopiero zalążkiem muzeum Ursusa z prawdziwego zdarzenia. W oparciu o materialną spuściznę planowane jest stworzenie miejsca, które stałoby się centrum integracji lokalnej. Ursus nie ma obecnie takiego centralnego miejsca i jest szansa, żeby je stworzyć właśnie na obszarze dawnych zakładów.
– Przez lata wszystko kręciło się wokół zakładów, w związku z czym nie ma miejsca, gdzie wszyscy mieszkańcy, starzy i nowi, robotnicy i młodsze pokolenia, mogłyby się spotkać i razem jakieś procesy tożsamościowo-twórcze przejść. Takie miejsce Ursusowi bardzo potrzebne. Musi być jednak zakotwiczone w żywej historii i pamięci przemysłowej – wyjaśnia Stokfiszewski.
Co może być dość zaskakujące zainteresowany zaangażowaniem w realizację tego typu projektów jest także miejscowy deweloper, który będzie zabudowywał poprzemysłowe tereny. – W pewnym sensie w Ursusie sytuacja jest komfortowa, ponieważ wszystkie podmioty chcą współpracować. Dzielnica chce wesprzeć działania mieszkańców, deweloper chce wesprzeć działania dzielnicy. Jeżeli włączy się do tego miasto, to będzie naprawdę bardzo dobrze, ale musimy pamiętać jeszcze o lokalnych przedsiębiorcach – dodaje Stokfiszewski.
Społecznicy mają jeszcze więcej pomysłów. Chcieliby odnowić dawną reklamę Ursusa na boku kamienicy przy ulicy Cierlickiej oraz powiesić flagi ze starym logo na masztach stojących przy ul. Traktorzystów.
Jeśli wszystko się uda pamięć o Ursusie nie zginie.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o Ursusie to zajrzyjcie na Facebooka na Projekt Ursus (zakłady) lub tutaj.
Polub TwarzeWarszawy.pl na Facebooku
Obserwuj TwarzeWarszawy.pl na Twitterze
Poleć TwarzeWarszawy.pl w Google+
Śledź TwarzeWarszawy.pl na Wykopie