Piotr Mostowski: Mieszkańcy Warszawy nie są obojętni na los zwierząt (cz. I)

03.02.2015

Tagi: ekologia, kot, pies, Straż Miejska, zwierzęta,

Głównym zadaniem Referatu ds. Ekologicznych Straży Miejskiej jest zapobieganie bezdomności zwierząt. Funkcjonariusze podejmują liczne interwencje na terenie całego miasta. Dotyczą one głównie psów i kotów, ale zdarzą się też jeże, nietoperze, węże boa, białe i czarne lisy, borsuki, skunksy i jenoty. Z roku na rok zgłoszeń jest coraz więcej. – Zaczynamy być postrzegani przez warszawiaków pozytywnie. Po pierwsze, mieszkańcy już nie patrzą obojętnie na los zwierząt, które potrzebują pomocy. Po drugie, wiedzą, że jest taka instytucja jak Straż Miejska i Patrol Ekologiczny. Dzwonią, my przyjeżdżamy i realizujemy dane zgłoszenie – mówi Piotr Mostowski, kierownik warszawskiego Ekopatrolu.

Od ilu lat funkcjonuje Ekopatrol?

Pod koniec 2001 roku mając okazję otworzyć taką działalność, jak odławianie bezdomnych zwierząt na terenie dawnej gminy Warszawa Ursynów, przy akceptacji Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego gminy Ursynów, powołaliśmy Ekopatrol. Przy przychylności tamtejszych władz udało nam się wdrożyć pierwszy z programów zwalczania bezdomności zwierząt. Zaczynaliśmy tylko we dwóch, ja i mój świętej pamięci kolega. Od tego czasu minęło już 14 lat. Funkcjonariuszy jest obecnie 40. Mamy 9 oznakowanych radiowozów – standardowo „Straż Miejska” z dopiskiem „Patrol Ekologiczny”. Są one przystosowane do przewozu zwierząt poprzez wyposażenie w odpowiednie klatki i elementy do odławiania: smycze, chwytaki weterynaryjne, sieci. Ważna jest też ochrona osobista czyli rękawice, które mają zabezpieczyć funkcjonariuszy przez ugryzieniem czy pokąsaniem.

Zaczynaliśmy od 400 sztuk odłowionych zwierząt w skali roku. Teraz jest ich ponad 8 tys. Pracujemy 24 godziny na dobę, w systemie zmianowym.  Na dzień wyjeżdża 6 patroli, zaś na noc 2. Działamy na terenie Warszawy. Zgłoszenia wpływają pod numer interwencyjny Straży Miejskiej tj. 986. Przyjeżdżamy i na miejscu oceniamy sytuację, czy podejmiemy interwencję sami czy przy pomocy innych instytucji lub osób.

IMG_0205

Fot. Archiwum Straży Miejskiej w Warszawie

Instytucji?

Od 2001 roku Lasy Miejskie są zobowiązane do wysłanie na miejsce zgłoszenia łowczego jeżeli interwencja dotyczy zwierząt dziko i wolno żyjących w naszym ekosystemie. Są to zwierzęta cienkie i grube. Cienkie czyli kuny, lisy, bobry. Grube to łoś, sarna czy dzik. Jeśli łowczy się pojawi to on podejmuje decyzję. Gdy czujemy się na siłach, a widzimy rannego lisa, czy błąkającego się pieśca, to odławiamy go samodzielnie i przewozimy do ośrodka opieki nad dzikimi zwierzętami. Jeżeli widzimy zwierzaki egzotyczne (skorpiony, węże, jaszczurki) i czujemy się na siłach, to także działamy. Takie zwierzęta przewozimy do miejskiego ogrodu zoologicznego.  Tam znajdują się dwie instytucje – ptasi azyl i herpetarium, gdzie zwierzęta trafiają pod fachową opiekę. Zwierzęta udomowione, czyli koty, psy, króliki, tchórzofretki, fretki trafiają do schronisk. Dziko żyjące koty, które mieszkają np. w piwnicach, gdzie mają pobudowane domki, trafiają do lecznic weterynaryjnych jeżeli tego potrzebują, czyli są chore, poturbowane, czy pogryzione i podrapane przez inne zwierzęta.

Interwencji jest naprawdę bardzo dużo. Tak jak powiedziałem wcześniej ponad 8 600 odłowiliśmy w ubiegłym roku. Były wśród nich także ptaki.  I to wszelakie ptactwo, począwszy od drapieżników a skończywszy na ptakach udomowionych, jak papuga chociażby.

Jeżeli mamy informacje, zwierzęta trafiają do swojego właściciela. Jeżeli nie to odstawiane są do ośrodka zoologicznego, gdzie zostają poddane hospitalizacji. Służmy również pomocą, jeśli dostaniemy informację, że zwierzęta po rehabilitacji nadają się już do wypuszczenia do środowiska naturalnego. Wtedy takie zwierzęta wypuszczamy w miejscach wskazanych przez miejski ogród zoologiczny.

W roku 2014 było o 20% więcej zgłoszeń niż w roku poprzednim. Z czego wynika taka różnica?

Zaczynamy być postrzegani przez warszawiaków pozytywnie. Po pierwsze, mieszkańcy już nie patrzą obojętnie na los zwierząt, które potrzebują pomocy. Po drugie, wiedzą, że jest taka instytucja jak Straż Miejska i Patrol Ekologiczny. Dzwonią, my przyjeżdżamy i realizujemy dane zgłoszenie. Wzrost zgłoszeń nastąpił przez to, że ludzie mają serce i nie przechodzą obojętnie obok biednego zwierzaka tylko dzwonią.

W ostatnim czasie rozbudowywały się dawne gminy, obecnie dzielnice jak np. Ursynów czy Białołęka. Tam były pola i łąki. Zwierzęta żyły sobie w tych miejscach w naturalnym ekosystemie. Teraz się zaaklimatyzowały i występują wśród domów jednorodzinnych.  To są liczne gatunki, począwszy od nietoperzy skończywszy na lisach, zającach czy dzikach. Lasy miejskie wychodzą naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców, którzy nie życzą sobie dzikich intruzów i stawiają odłownie. W zeszłym roku ustalono odstrzał dzików. Było to konieczne ze względu na to, że miały one zbyt dobre warunki do bytowania i zaczęły się bardzo często pojawiać w okolicy. To jest w dużym stopniu nasza wina – śmiecimy, a na naszych odpadach żerują dzikie zwierzęta. Poważnym problemem jest także dokarmianie. Jeżeli ktoś chce pomóc dziko żyjącym zwierzętom, powinien zgłosić się do Lasów Miejskich, które przejmą pokarm lub wskażą miejsca, gdzie można go zostawić. Po to zostały ustawione paśniki. Każdy obszar zieleni ma osoby, które się nimi zajmują i dbają o zamieszkujące go zwierzęta.

Takie zwierzęta jak kuny czy lisy szybko i dobrze dostosowują się do nowych warunków. Łatwo im zdobywać pożywienie z naszych śmieci. Niektórzy twierdzą, ze te zwierzęta są szkodnikami. Można się z tym zgodzić, ale musimy pamiętać, że takie warunki im stworzyliśmy poprzez własne niechlujstwo.

Jak wygląda rekrutacja do służby w Ekopatrolu?

Na chwilę obecną, jest to wytypowana przeze mnie i przez moich przełożonych pewna grupa ludzi ze Straży Miejskiej, która ma odpowiednie predyspozycje i podejście do zwierząt – nie boi się ich i wywołuje pozytywne odczucia. Znam funkcjonariusza, który wzbudza agresje samą swoją postawą. Wysyła jakieś negatywne sygnały.

IMGP2642

Fot. Archiwum Straży Miejskiej w Warszawie

Aby zostać członkiem Ekopatrolu, przede wszystkim trzeba być zatrudnionym w Straży Miejskiej, przejść odpowiednie szkolenie oraz spełniać odpowiednie warunki formalne m.in. mieć wykształcenie średnie, wiek powyżej 21 lat. Jeżeli chodzi o pracę w moim referacie to liczy się przede wszystkim rozmowa i wywiad środowiskowy. Jeśli ktoś ma w domu dwa psy, a dodatkowo jeszcze koty i egzotykę, to od razu wiadomo, że nadaje się do pracy ze zwierzętami. Z punktu behawiorystki wie, jak je podejść, jakie są wymagania przy hodowli. Jest to duży plus jeżeli chodzi o pracę w referacie. Bardzo istotna jest dyspozycyjność. Jest nas mało – 39 funkcjonariuszy czynnie pracujących w rejonie oraz ja i moja zastępczyni. Wszyscy jeździmy na interwencje. Przykładowo wczoraj zajmowałem się odławianiem rannego jastrzębia.

Czy często zdarzają się niebezpieczne sytuacje?

Jesteśmy najbardziej narażeni z tytułu pokąsań i pogryzień przez zwierzęta. Mamy jednak ten procent najniższy w całej Straży Miejskiej, co dobrze świadczy o umiejętnościach naszych patroli. Najważniejsze jest myślenie. Nie działamy impulsywnie, staramy się przemyśleć sytuację, dobrać jak najlepsze środki bezpieczeństwa zarówno dla siebie jak i dla odławianego zwierzęcia. Rozsądne i spokojne podejście jest w tym zajęciu kluczowe.

A w ostatnim czasie zdarzy się np. jakieś pogryzienia?

W tym roku zdarzyło się pokąsania funkcjonariusza przez dziko żyjącego kota, który zaklinował się pod maską samochodu. Trzeba go było wyjąć. Przez niedopatrzenie właściciela pojazdu doszło do jego zranienia. W instalację mechaniczną wcięła się tylna łapa i ogon. Kota trzeba było przytrzymać i przeciąć pasek klinowy. W tym przypadku funkcjonariusz został pokąsany, bo musiał daleko wsunąć ręce, a rękawice sięgają tylko do stawu łokciowego. Pogryziony został w ramię. Zwierzę zostało jednak uwolnione, przekazaliśmy je do lecznicy weterynaryjnej wskazanej przez Biuro Ochrony Środowiska.

Zdarzają się też wypadki, ale komunikacyjne. W zeszłym roku mieliśmy cztery kolizje drogowe, które zakończyły się długotrwałym zwolnieniem lekarskim pracowników. Prędzej więc dojdzie do wypadku z innymi uczestnikami ruchu, niż do pogryzienia przez zwierzęta.

Ile interwencji jest w tygodniu?

To zależy. Około 16 tysięcy interwencji w ciągu roku. Na pierwszą zmianę pracujemy w godzinach 6.00-18.00, 7.00-19.00, 9.00-21.00 czyli tak, żeby były zakładki i nie było problemu, gdy patrole się wymieniają. Bywają tygodnie, że przyjmujemy ponad 60 interwencji, ale i takie gdy jest ich ok. 20.  Oprócz tego, że przyjmujemy interwencje zlecone, moi funkcjonariusze mają stałe zadania m.in. chociaż próby odławiania bezpańskich psów.


Druga część rozmowy z Piotrem Mostowskim w następnym tygodniu.