Kilka dni temu minęła 89. rocznica zamachu majowego – krwawego wydarzenia, które rozegrało się na ulicach Warszawy w dniach 12-15 maja 1926 r. Dzięki niemu Józef Piłsudski na prawie 10 lat objął dyktatorską władzę. O ile postać ta jest czczona przez niemal wszystkie dzisiejsze siły polityczne, to mało kto dziś pamięta o tym, że zbrojne przejęcie kontroli nad państwem pociągnęło za sobą kilkaset ofiar. Fakt ten jest dziś niemal zupełnie zapomniany. Tymczasem, zamach majowy pochłonął więcej istnień ludzkich, niż np. stan wojenny.
Przechadzający się alejkami Cmentarza Wojskowego na warszawskich Powązkach, może natknąć się na niepozorną, niezbyt rzucającą się w oczy tablicę ustawioną na niewysokim podeście. Napis na niej głosi: „Żołnierzom Wojska Polskiego poległym w walkach w dniach 12-14 maja 1926 r.” To niewielki pomnik wojskowych ofiar zamachu majowego, na którym umieszczono także fragment rozkazu Józefa Piłsudskiego, wydanego po zakończeniu walk, 22 maja. „W jedna ziemię wsiąkła krew nasza, ziemię jednym i drugim jednakowo drogą, przez obie strony jednakowo umiłowaną” – głosi napis. W bezpośredniej okolicy pomnika zachowało się również kilkanaście grobów ofiar wydarzeń majowych z 1926 r. Z napisów na ich nagrobkach z łatwością można wywnioskować, po czyjej stronie opowiedział się poległy (np. „Poległy w obronie stolicy…”). Część innych mogił (tych nieposiadających kamiennych nagrobków) została zlikwidowana w PRL, a prochy osób w nich pochowanych umieszczono pod wspomnianą tablicą.

Tablica na powązkowskim Cmentarzu Wojskowym
„Jestem pełen podziwu dla zachowania się wojska podczas walki. Walka odbywała się w mieście, pełnym pokus dla głodnego często żołnierza” – pisał o walkach w Warszawie Józef Piłsudski. „Trzeba bowiem wiedzieć, że ja walczyłem z zainspirowanym sztabem, który miał, naturalnie trudności w zaaprowizowaniu na czas oddziałów. Przy tym tak oryginalnej bitwy, toczonej w mieście, wśród publiczności zbierającej się tłumnie koło żołnierzy, wśród krążących tramwajów, nigdy dotąd na świecie nie było. Żołnierze mężnie wytrzymywali prywacje i zachowali się w stosunku do publiczności, jak i branych gęsto jeńców z wyszukaną grzecznością”. Pomimo tego, wiele osób chcących zobaczyć wymianę ognia z bliska, przypłaciło swą ciekawość życiem.
Jeszcze przed całkowitym zakończeniem działań wojskowych, 14 maja 1926 r. płk. lekarz Łubieński otrzymał rozkaz przygotowania pochówku cywilnych ofiar zamachu majowego. Jak sam pisał, „z powodu szybkiego rozkładu zwłok”, pogrzeb miał odbyć się już następnego dnia. Ostatecznie przełożono go o 2 dni. Wyjątek uczyniono dla poległych Żydów – ze względów uregulowań religijnych ciało nieboszczyka tego wyznania nie mogło pozostawać niepochowane dłużej niż 24 godziny.
W momencie otrzymania rozkazu, w kostnicach warszawskich szpitali (w tym także tego służącego Żydom – przy ul. Pokornej 12) i w prosektorium przy Katedrze Medycyny Sądowej znajdowały się ciała 302 osób – żołnierzy i cywilów, którzy zginęli podczas zamachu majowego. Z tej liczby nie rozpoznano 97 ofiar. W tym czasie na ulicach Warszawy panował jeszcze chaos wywołany działaniami wojskowymi – ani żołnierze, ani lekarze odsyłając ciała, nie przesyłali także dokumentów poległych osób. Do tego dochodziła „kradzież dokumentów osobistych u poległych cywilnych i wojskowych przez męty społeczne”. Części nierozpoznanych ofiar zrobiono zdjęcia, które następnie, w dniu pogrzebu, zostały wystawione na widok publiczny. Ten makabryczny zabieg zastosowano z nadzieją na identyfikację ofiar.
Mieszkańcy Warszawy ginęli w tym czasie nie tylko przez zabłąkane kule wystrzeliwane przez żołnierzy. Ówczesna prasa donosiła bowiem, że w chaosie walk, jedną z rozrywek rozmaitego „elementu” stało się strzelanie do przechodniów z balkonów czy okien warszawskich kamienic. „O godz. 8-ej rano z okna na drugiem piętrze w domu akademickim przy ulicy Grójeckiej 39 wychylił się student i rozpoczął regularny ogień z rewolweru do ludności cywilnej” – można przeczytać w „Naszym Przeglądzie” z 15 maja. „Strzały usłyszał konny patrol wojskowy, stojący na rogu Kopińskiej i Grójeckiej. Komendant patrolu wysłał żołnierza, który wystrzałem położył strzelającego studenta. Ciało studenta, które zwisało na parapecie, wciągnięto natychmiast do mieszkania, okno zamknięto i zapuszczono rolety” – czytamy w dzienniku.

Most Kierbedzia łączący Warszawę z przedmieściem Pragi, obsadzony 12 maja przez 30 pułk piechoty broniący Warszawy przed piłsudczykami. Zwraca uwagę ogromna liczba gapiów. Wielu z nich przypłaciło swą ciekawość życiem.
232 poległych podczas zamachu majowego, zostało pochowanych na powązkowskim cmentarzu wojskowym. Jedną osobę omyłkowo pogrzebano na cmentarzu żydowskim, co wkrótce potem zostało naprawione. W późniejszym czasie 15 osób ekshumowano z Powązek Wojskowych i pochowano w innych miejscach.
Wielki nieobecny
„Komendant miasta powołał Komitet pogrzebowy mający ustalić ceremoniał pogrzebu” – pisał płk. Łubieński. „Z rozkazu Marszałka miały być delegacje obydwóch walczących stron. Udało mi się po raz pierwszy w Polsce nakłonić Duchowieństwo trzech wyznań do odprawiania kolejnych modłów na cmentarzu wojskowym. Z uwagi na sytuację wojenną w Warszawie, ograniczono dostęp publiczności do najbliższej rodziny poległych. Pogrzeb odbył się według ustalonego ceremoniału, w obecności Marszałków Sejmu, Senatu, Przedstawicieli Rządu i Władz Wojskowych i Administracyjnych” – podkreślał płk. Łubieński w meldunku informującym o pogrzebie. Nieobecny na uroczystościach pogrzebowych był więc tylko sam Józef Piłsudski.
Poległych pochowano w czterech wielkich grobach zbiorowych, przygotowanych przez 1 Batalion Sanitarny. Każdy mieścił kilkadziesiąt trumien, nad którymi ustawiono tabliczki z nazwiskami. Dodatkowo część ofiar grzebano indywidualnie (ok. 30 osób, głównie oficerów).
W dniu pogrzebu w Warszawie ogłoszono żałobę. W niemal wszystkich świątyniach miasta odprawiano nabożeństwa za poległych. Podczas jednego z nich, w kościele garnizonowym, doszło do incydentu. Podczas mszy, z zakrystii wyszedł kapelan legionowy, ks. Panaś, który w proteście wobec działań piłsudczyków, zerwał odznaczenia bojowe z sutanny i cisnął je pod nogi jednemu z organizatorów zamachu, gen. Gustawowi Orlicz-Dreszerowi.

Żołnierze podczas zamachu przed domem towarowym Jabłkowskich.
1000 zł za oficera, 500 zł za szeregowca
Skutkami walk na ulicach Warszawy zajmowała się m.in. Komisja Likwidacyjna, utworzona przez pełniącego obowiązki głowy państwa Macieja Rataja, marszałka Sejmu. Na jej czele stał gen. Lucjan Żeligowski. Poza kwestiami wojskowymi, w zakres obowiązków komisji weszło także „Ustalenie i uregulowanie wszelkich strat powstałych w skutek ostatnich wypadków w materiale, stanowiącym zapas ‚mob’ wojska”. Za tym sformułowaniem kryło się określenie strat wśród osób cywilnych. Komisja miała także uregulować kwestię odszkodowań dla tych cywilów, którzy ponieśli straty materialne w wyniku działań wojskowych, zarówno sił rządowych, jak i piłsudczyków. Armia przeznaczyła 200 tys. zł na zapomogi dla rodzin poległych żołnierzy, a Rada Ministrów powiększyła tę kwotę o 400 tys. zł. Rodziny oficerów i podoficerów zawodowych otrzymały po 1000 zł, a bliscy szeregowych niezawodowych – po 500 zł. Kolejne 200 tys. zł zostało przeznaczone na pomoc dla poszkodowanych osób cywilnych.

„Szpica” wojsk Piłsudskiego na drodze niecały kilometr przed Wilanowem, gdzie przebywał rząd Witosa (jak widać,dojazd do jednej z najmodniejszych dzisiaj dzielnic, w 1926 r.wiódł wiejską drogą). Jeden z miejscowych cywilów najwidoczniej uznaje, że nic mu nie grozi.
Komisja ustaliła, że w wyniku walk na ulicach Warszawy zginęło 99 szeregowych i 8 oficerów sił zwolenników marszałka Piłsudskiego, 81 szeregowych i 17 oficerów wojsk rządowych, 10 nie rozpoznanych wojskowych oraz 164 cywilów. Do tego dochodzili ranni – 540 szeregowych, 66 oficerów oraz 314 osób cywilnych. Wiadomo jednak, że jeszcze po 1 czerwca 1926 r. (kiedy to Komisja Żeligowskiego wydała swój raport) umierały osoby, które podczas samego zamachu zostały ciężko ranne. Je również należałoby zaliczyć do ofiar tych wydarzeń.
W czasie, gdy upamiętnienia doczekały się ofiary różnych tragicznych wydarzeń z historii Polski, warto zastanowić się, czy pomimo odwoływania się poszczególnych partii politycznych (jak również np. kandydatów na prezydenta RP) do postaci marszałka Piłsudskiego, nie wypadałoby uczynić tego samego dla cywilów, którzy ponieśli śmierć w wyniku działań jego zwolenników.
Polub TwarzeWarszawy.pl na Facebooku
Obserwuj TwarzeWarszawy.pl na Twitterze
Poleć TwarzeWarszawy.pl w Google+
Śledź TwarzeWarszawy.pl na Wykopie